Musiało minąć kilka lat, żebym faktycznie zrozumiał co to znaczy prawdziwy „priorytet” i jak wyznaczać cele. Coś, co uważałem za moją wielką przewagę, próbuję schować głęboko do szuflady i przestać robić tysiąc rzeczy jednocześnie. Mniej znaczy więcej, pod warunkiem, że zrobisz to lepiej.
Jak wyznaczać cele, które są naprawdę ważne? Długo nie miałem pojęcia. Przestrzegano mnie przed tym wiele razy, ale oczywiście jako zodiakalny baran, musiałem przekonać się na własnej skórze. W ubiegłym roku prowadziłem jednocześnie 2 firmy, opracowując już plan trzeciej, pisałem/nagrywałem bloga, brałem udział w kilkunastu różnych projektach i usilnie oszukiwałem się, że lada moment skończę pisać książkę. Historia skończyła się jak piruet niedoświadczonego łyżwiarza – wywaliłem się na lodzie, zobaczyłem gwiazdy i wiedziałem, że żeby zrobić kolejny krok do przodu, muszę niestety cofnąć się o co najmniej dwa kroki.
Byłem szkolnym kujonem
W szkole podstawowej brałem udział w wielu konkursach. Byłem kujonem. Takim modelowym – najwięcej wypożyczonych książek w bibliotece, ostatni wybierany do drużyny na lekcji WF. Dyktando było dla mnie rozrywką, konkursy matematyczne sprawiały frajdę, kurde – stanąłem kiedyś na podium konkursu recytatorskiego w języku niemieckim?!
I później mi przeszło.
W liceum zrozumiałem, że są rzeczy ważne i… cała reszta. Byłem mistrzem „całej reszty”, ale po drodze gubiłem najważniejsze momenty. Wtedy się opamiętałem i już na początku liceum wybrałem sobie dwie rzeczy, o które warto walczyć:
1. Matura – i nie dlatego, że wcześniej byłem kujonem! W liceum miałem więcej jedynek w pierwszym semestrze niż przez wcześniejszych 9 lat nauki. Matura to była przepustka do spełnienia marzeń – wyjazdu na studia na Uniwersytet Warszawski. Ten jeden egzamin otwierał wiele drzwi i był na całe życie. Było warto skupić się na nim, nawet jeśli po drodze musiałem nieźle kombinować żeby np. zdać z chemii…
Jak już trzymamy się finansów… studia wieczorowe na moim wydziale kosztowały chyba 6 tys. zł rocznie. Czyli dobrze napisana matura to oszczędność 30 tys. zł ;)
2. Tak kochałem swoje liceum, że już w pierwszej klasie obrałem sobie cel – powiedzieć coś na pożegnanie, przed całą szkołą i wszystkimi absolwentami. I prowadziłem różne szkolne imprezy przez 3 lata, robiłem kabaret szkolny, pracowałem przy studniówce – wszędzie było mnie pełno. I na koniec roku stanąłem na środku sali gimnastycznej i spełniłem to marzenie (widok dyrektora udającego, że się wcale nie wzrusza – bezcenne).
Obrałem dwa naprawdę ważne cele. I zrobiłem je. Pierwszy dał mi przepustkę na wszystkie uczelnie, mogłem na upartego po roku w Warszawie zmienić uczelnię i tez nie miałbym problemu z dostaniem się na inne studia. Drugi dał mi satysfakcję do końca życia i wspomnienia na wagę złota. Po drodze, bawiłem się wyśmienicie.
Pokochałem chaos
Przez pierwsze miesiące w Warszawie, wszędzie się gubiłem. Szukałem tylko czy tramwaj/autobus jedzie do centrum, bo tam chociaż wiedziałem gdzie jestem. Poraził mnie ogrom możliwości – trochę jak te filmowe przykłady jak ktoś z wioski w Ohio przyjeżdża do Nowego Jorku i dostaje epilepsji od świateł Times Square. Po kilku miesiącach na studiach, wiedziałem już, że kierunek dziennikarski jest fajny, bo… nie zajmuje dużo czasu. Zacząłem go wypełniać.
Zrobiłem kilka kursów, jeździłem na szkolenia, zapisałem się do kilku organizacji, odkryłem krav magę, i jeszcze przed napisaniem licencjatu miałem już w CV wpisane 2 lata pracy w redakcjach i staże w pośrednictwie nieruchomości.
Oglądaliście Limitless? O kolesiu, który łykał narkotyki stymulujące prace mózgu i szybko się uczył? Mniej więcej tak się czułem – mogłem rozciągnąć dobę do maksimum, w końcu byłem studentem (nie musiałem regularnie jeść, wysypiać się, nie miałem rodziny i zero obowiązków).
Później było jeszcze szybciej. Zanim pojawiła się magisterka na koncie, miałem za sobą 5 lat pracy w redakcjach, kilka dodatkowych projektów i dyplomy… masażysty i kaskadera i setki godzin ślęczenia przed wykresami giełdowymi. To było porąbane. I wtedy stwierdziłem, że czas wrzucić piąty bieg – rzuciłem dobrą pracę, wziąłem na głowie kolejny milion projektów i założyłem swoją firmę. Później kolejną. No i Doradca.tv działa. Po drodze się zakochałem i to tak, że zawirował świat. I zacząłem pisać książkę. Po co wiedzieć jak wyznaczać cele, które są ważne? Mogę przecież zrobić wszystkie?!
Docierasz do ściany
Jeśli oglądaliście Limitless, to wiecie, że w końcu brakuje dragów i organizm wysiada. No i ja się przegrzałem (oczywiście dragi to metafora). Robiłem tysiąc rzeczy jednocześnie i wiele projektów okazało się być przeciętnymi lub w ogóle nie wypalić. Musiałem się opamiętać, bo dotarłem do ściany, której nie umiałem przeskoczyć, a do tego patrzyłem na wszystkie rozgrzebane sprawy… Opamiętanie się kosztowało mnie naprawdę sporo i wcale nie chodzi tylko o pieniądze.
Na szczęście nie ma tego złego… – zrobiłem dokładnie to, co zrobiłem kiedyś w liceum. Wyznaczyłem priorytety, a całą resztę rzeczy wrzuciłem do worka na śmieci. Wiedziałem wtedy jak wyznaczać cele i po drodze do ich spełnienia, mam się też dobrze bawić.
Rzeczy naprawdę ważne
Najważniejsze jest życie osobiste: moja kobieta, moja rodzina, moi przyjaciele. Dużo wyżej w priorytetach musi być zdrowie, które w ostatnim roku spadło w rankingu i czuję to każdego ranka jak wstaję. Aż trudno mi uwierzyć, że kilka lat temu potrafiłem zrobić 5 treningów w tygodniu i jeszcze w weekend wybrać się na dobrą imprezę.
Dalej jest firma, która obsługuje już tylko konkretnych klientów. Rezygnuję z małych rzeczy, nie piszę tekstów na zlecenie, mam tylko umowy na minimum 3 miesiące i od czasu do czasu będę prowadził szkolenia. Rozdrabnianie się powoduje głównie stres, a tego mi po ostatnich latach nie trzeba.
W najbliższych miesiącach będzie skromnie, bo z niektórych współprac zrezygnowałem i nie zamierzam szukać nowych klientów. Muszę mieć więcej czasu na ważne projekty, które dadzą zarobić najwcześniej za kilka miesięcy.
Książka. Niedokończona, rozgrzebana, porozrzucana na tysiącu notatek. Jak pisałem w tekście z zapowiedzią, wszystko będzie gotowe w październiku, a ja pracuję od świtu do nocy żeby skończyć. Jestem przekonany, że robię dobrze, bo już 2 wydawnictwa są zainteresowane wydaniem i cała branża rozwoju osobistego czeka, co kryje się za tytułowymi „sekretami”.
Blog, a właściwie vlog. W końcu zabrałem się za regularną produkcję video, dużo piszę, zmieniłem biuro specjalnie pod nagrania i uczę się pilnie jak promować swoją pracę. Zawsze chciałem mieć swoje miejsce w sieci, to mam. Teraz trzeba tu nieźle zapierniczać ;)
Jak wyznaczać cele
Moja dobra rada – zajmij się ważnymi rzeczami, niezależnie od wieku. Jak o nich zapomnisz, to pewnego dnia zauważysz, że ostatnie miesiące (a może i lata) po prostu minęły. Może i było fajnie, ale nic ważnego nie ma na liście dokonań. Musiałem zaliczyć kilka życiowych lekcji (porażek), żeby powiedzieć stop i wrócić do linii startu. Może ten tekst sprawi, że zastanowisz się nad tym chwilę i wrócisz do rzeczy ważnych, cokolwiek to dla Ciebie znaczy ;)
Tomasz Jaroszek