Kojarzymy je głównie z polityką. Mają wywołać skrajne emocje, są amunicją internetowych trolli i roznoszą się w social media dużo szybciej niż prawdziwe informacje. Fake newsy mogą być jednak poważnym zagrożeniem dla firm, a nawet całych sektorów gospodarki. W skrajnym scenariuszu, mogą nas wszystkich kosztować majątek.
Gdybym miał kandydować, wystartowałbym jako Republikanin. To najgłupsza grupa wyborców w kraju. Wierzą we wszystko, co usłyszą na Fox News. Mogę kłamać, a oni będą to łykać. Moje wyniki byłyby fantastyczne.
Pierwszy raz zobaczyłem ten cytat na facebookowej tablicy u niektórych znajomych na kilka tygodni przed wyborami w USA. Cytat rzekomo pochodził z wywiadu jakiego Donald Trump udzielił magazynowi People w 1998 roku.
Widziałem też polską wersję cytatu z innym podpisem – tym razem pochodzącym z magazynu Playboy. Ten wywiad akurat czytałem i absolutnie nic takiego Donald Trump nie powiedział. W 5 min sprawdziłem, że wszyscy udostępniają nieprawdziwą informację. Do kilku osób napisałem i usunęli wpis.
To tylko jeden polityczny przykład, ale pokazujący jak poważni ludzie, mający wyższe wykształcenie, często nawet związani z mediami potrafią dać się złapać w pułapkę fake newsów. Pozostało tylko kwestią czasu, aby fake newsy wyszły poza politykę i stały realnym zagrożeniem dla naszych pieniędzy.
Nie musiałem długo czekać.
W ostatnich godzinach działania francuskiej giełdy, po godz. 16.00, dziennikarze ekonomiczni dostają komunikat prasowy od spółki Vinci, światowego giganta budowlanego. Informacja prasowa mówi o dymisji dyrektora finansowego, rewizji sprawozdań finansowych, podejrzanych przelewach na kwotę 3 mld euro.
Pierwsi informację wypuszczają Bloomberg i Dow Jones – najważniejsze agencje informacyjne na świecie. Akcje Vinci spadają w kilka minut o 19 proc., kapitalizacja spółki zmniejsza się o 7 mld euro.
Chwilę po komunikacie spółka Vinci oświadczyła, że komunikat prasowy był fałszywy i spółka go nie wysłała. Bloomberg wypuścił korektę, a kurs zaczął odbijać.
Komunikat był całkowicie spreparowany – fałszywe dane, łudząco podobna domena, informacja pisana w podobnym stylu co oryginały, osoba udająca rzecznika i potwierdzająca komunikat. Celem były agencje prasowe, które dostają setki takich informacji dziennie i ich zadaniem jest błyskawiczne wypuszczenie depeszy do inwestorów.
Bumech, spółka notowana na Giełdzie Papierów Wartościowych, przekazuje informację, że chiński potentat rynku węglowego – China Coal Energy zwiększył do prawie 10 proc. udział w akcjonariacie spółki. Taka informacja wywołuje szaleństwo wśród inwestorów, kurs rośnie o prawie 50 proc., a giełda musi zawiesić notowania.
Wątpliwości ma jednak Komisja Nadzoru Finansowego, która nie otrzymała od chińskiej spółki zawiadomienia o nabyciu akcji Bumechu.
Po dokładniejszym zbadaniu sprawy, w kwietniu KNF podjęła uchwałę w sprawie przekazania do publicznej wiadomości informacji o złożeniu zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oraz zaistnieniu okoliczności wskazujących na dokonanie manipulacji w obrocie akcjami spółki.
Okazuje się, że było to przemyślane wprowadzenie w błąd spółki. Ktoś podrobił podpis prezesa chińskiego koncernu górniczego, wysłał do spółki list podszywając się pod kancelarię prawną i zmanipulował kurs akcji katowickiej spółki.
Portal financefeeds.com wypuszcza informację o rzekomym nalocie policji na chińskie biuro XM, jednego z największych cypryjskich brokerów forexowych. Polskie serwisy powołują się na źródło i również informują inwestorów.
Sprawa jest poważna, ponieważ dotyczy rzekomego problemu z płynnością finansową brokera i niewypłaconymi prowizjami partnerskimi. Płynność to dla brokera najważniejszy parametr biznesu i najbardziej wrażliwa informacja dla klientów. Gdy problemy z płynnością miał inny broker – IronFX – wielu polskich klientów musiało walczyć miesiącami o odzyskanie pieniędzy.
XM od razu interweniował i wysyłał informacje nie tylko do mediów, ale bezpośrednio do klientów:
„Chcielibyśmy ostrzec naszych klientów przed niewiarygodnymi i nieautoryzowanymi źródłami informacji, które są bardzo powszechne w erze informatyzacji. Niektóre z nich mogą wprowadzać w błąd i opierać swoją działalność na nieetycznych przesłankach”.
Żadnego nalotu nie było, broker ma dobrą kondycję finansową, informacja została w całości zmyślona. Nikt nie wie przez kogo i w jakim celu. W środowisku traderów walutowych najczęściej pojawiająca się hipoteza to wykorzystanie fake newsa przez agresywną konkurencję.
21-letni twórca drugiej pod względem kapitalizacji kryptowaluty na świecie, ethereum, ginie w wypadku samochodowym – news pojawiający się na Reddicie błyskawicznie roznosi się po Twitterze i wśród branży zainteresowanej bitcoinem i innymi kryptowalutami. Po rzekomej śmierci Vitalika Buterina, wirtualna waluta ethereum spada z poziomu 280 dolarów do 239,6 dolarów – 20 proc.
W porę zainterweniował bohater plotki – Vitalik Buterin zdementował błyskawicznie kłamstwa na swój temat i opublikował swoje zdjęcie na Twitterze.
Nie ustalono kto wypuścił fake newsa i ile na tym zarobił.
Pierwszy w Polsce raport dotyczący fake newsów z perspektywy polskich mediów zrobił w maju tego roku Public Dialog. Zaczął od definicji:
Fake news to nieprawdziwa informacja, której celem jest wprowadzenie odbiorcy w błąd i w ten sposób wywołanie określonych emocji i nastawienia do danej sprawy.
Po czym podzielił zjawisko na 3 różne rodzaje:
Samo badanie nie napawa optymizmem. To tylko wybrane wnioski:
W badaniu brali udział dziennikarze, czyli ludzie stanowiący „filtr” pomiędzy informacjami z rynku a odbiorcami. To ich rolą jest weryfikacja informacji, sprawdzanie źródeł i oddzielanie opinii od faktów. Jeśli media mają problem z fake newsami, to dla konsumenta bezwiednie ufającego mediom jest to duże zagrożenie.
Fake newsy polityczne, wypuszczane często celowo w celach dezinformacji, będą bez wątpienia nasilać się w czasie każdych wyborów.
Polska należy do krajów o niskim poziomie edukacji finansowej. Skoro wiemy mało na temat działania gospodarki, budżetu czy polityki monetarnej, jesteśmy bardziej podatni na fake newsy związane z tą tematyką. Niewiele osób kłóci się o dane gospodarcze, bo niewiele wie jak je znaleźć i jak zinterpretować.
Byliśmy świadkami takiej sytuacji w grudniu 2016 roku. Polskie media obiegła informacja o tym, że ponad 150 tys. kobiet przestało pracować w związku z programem 500+. Wiadomość zainicjował Dziennik Gazeta Prawna, natomiast kolejne media powoływały się na niego błyskawicznie. News dotarł szybko do telewizji, dzięki popularnym przeglądom prasy. Informację weryfikował OKO.press, twierdząc, że jest to typowy fake news z powodu złej interpretacji danych. Redakcja Dziennika Gazety Prawnej odniosła się do publikacji weryfikującej, obszernie wyjaśniając swój tok analizy. OKO ponownie odpowiedziało.
Kolejność publikacji:
1) http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1006189,oko-press-500-plus-praca.html
2) https://oko.press/150-tys-kobiet-odeszlo-pracy-powodu-500-bzdura/
3) http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1006189,oko-press-500-plus-praca.html
4) https://oko.press/kobiety-odchodza-pracy-powodu-500/
Ostatecznie spór pozostaje otwarty, ponieważ obie redakcje interpretują dane i próbują udowodnić, że druga strona dokonała błędnej interpretacji. Z perspektywy czytelnika – część odbiorców przeklejała w sieci informacje o złym wpływie programu 500+, a część podawała dalej informacje o zarzucanych kłamstwach.
Ten krótki spór pokazał coś, co zobaczymy wielokrotnie, w szczególności w czasie przedwyborczym – różne interpretacje danych gospodarczych będą wykorzystywane do politycznej walki o wyborcę.
Fake newsy traktowane są jako narzędzie wykorzystywane w walce politycznej, mające na celu często dezinformację wyborców. Jednak mało kto docenia destrukcyjną siłę, jaką hipotetycznie mogą wywołać fałszywe informacje, gdy dotyczą sektora finansowego.
Przykłady z tego tekstu pokazują jak tracili pieniądze inwestorzy, traderzy forexowi lub spekulanci związani z kryptowalutami. Nie oznacza to jednak, że zwykły konsument z oszczędnościami na bankowej lokacie może czuć się całkowicie bezpieczny. Pokazał to przykład ataku internetowego oszustów na mBank z marca 2017 roku.
Kiedy dostajemy fałszywy email od kogoś podszywającego się pod bank, kto usiłuje wyłudzić nasze dane, nazywamy to phisingiem. To rodzaj oszustwa internetowego, w którym dane wyłudzane są podstępem. Im lepiej przygotowane oszustwo, tym większa szansa, że nieświadomy klient sam przekaże oszustowi dostęp do rachunku lub karty. Polski sektor bankowy coraz częściej musi zmagać się z phishingiem, ale ten konkretny atak był wyjątkowy.
Zanim klienci mBanku zaczęli otrzymywać phishingowe emaile o konieczności zmiany hasła, z powodu „zablokowanego dostępu do konta”, w sieci zaczęła krążyć plotka o poważnych problemach finansowych banku. Co ciekawe, fake news wyszedł poza internet i zaczął się przenosić metodami tradycyjnym. Sam otrzymałem 2 telefony od znajomych, którzy obawiali się o swoje pieniądze w tym banku. Plotka ma na celu zwiększyć skuteczność ataków phisingowych. Kiedy wierzymy, że nasz bank ma problem, łatwiej nam również uwierzyć w treść fałszywego emaila.
Refleksem i profesjonalizmem wykazał się dział komunikacji mBanku, szybko tłumacząc zaistniałą sytuację i informując błyskawicznie klientów oraz media. Jednak nie wiadomo ile osób faktycznie straciło pieniądze w związku z wyłudzeniem danych.
Po kryzysie finansowym w 2008 roku, drastycznie spadło zaufanie do banków. W Europie mieliśmy również kryzys sektora finansowego we Włoszech, wieloletnie problemy banków w Grecji i poważne kłopoty Deutsche Banku. To wystarczy, abyśmy bardzo szybko uwierzyli w problemy finansowe banku.
Najstraszniejszym scenariuszem w bankowości jest tzw. run banki, czyli sytuacja, w której klienci banków są zaniepokojeni potencjalną niewypłacalnością banku i biegną do oddziału lub bankomatu wypłacić swoje pieniądze. Sama chęć wyjęcia z banku pieniędzy nie wydaje się niczym groźnym dopóki nie zrozumiemy, co to jest rezerwa cząstkowa – jeden z fundamentów współczesnej bankowości. Gdy zbyt dużo klientów zechce wyjąć pieniądze z banku, może to poważnie zagrozić jego płynności.
Działalność banku to przyjmowanie depozytów i udzielanie kredytów. Bank zarabia na tym, że płaci klientom za lokaty mniej niż zarabia na oprocentowaniu kredytów. Ten mechanizm działał od zawsze, jednak zmieniła się bardzo istotna zasada: rezerwa pełna z czasem zmieniła się w rezerwę cząstkową.
Pierwotnie pieniądze zgromadzone na bankowych depozytach w 100% znajdowały się w skarbcu banku, a bank był w stanie w każdej chwili uregulować wszystkie swoje zobowiązania. Miał pieniędzy tyle co w skarbcu i od tej kwoty zależało ile może udzielić kredytów. Z czasem to się zmieniło. Bankierzy doszli do wniosku, że nie wszyscy depozytariusze przyjdą i zażądają wypłacenia swoich pieniędzy. Pokusili się zatem o udzielanie kredytów według innej zasady – rezerwy cząstkowej. Dzisiaj bank udziela dużo więcej kredytów niż ma pieniędzy w przysłowiowym skarbcu.
Atak phisingowy na mBank pokazał jak może zadziałać fake news o kondycji finansowej banku. To bardzo niebezpieczna sytuacja, która w odpowiednich okolicznościach mogłaby wywołać panikę wśród klientów.
Scenariusz „runu na bank” nigdy nie miał miejsca w Polsce, ale to niebezpieczeństwo rośnie wraz z rozwojem fake newsów. Internetowi oszuści za każdym razem przesuwają granicę o krok dalej.
Jeśli największe redakcje na świecie potrafiły nabrać się na fałszywe informacje prasowe, a polskie media tydzień w tydzień spotykają się z fake newsami, pozostaje wziąć sprawy w swoje ręce. Odpowiedzią na to zjawisko jest edukacja finansowa.
Co zatem możemy zrobić?
Wprawdzie walkę z fake newsami deklarował już nawet sam Mark Zuckerberg, właściciel Facebooka, to jednak rynek będzie zawsze szybszy od regulacji prawnych i firmowych procedur. Wiele osób nie musiało stracić pieniędzy w aferze Amber Gold oraz podobnych piramidach finansowych. Wystarczyła edukacja finansowa – jedyna broń, która może nas ustrzec przed epidemią fake newsów.
Źródła:
Materiał opublikowany: 31.07.2017