Jeden z funduszy dostał nagrodę w kategorii „fundusz roku”, przynosząc swoim klientom stratę na poziomie 5.5%. W branży inwestycyjnej jest z tego niezły ubaw, ale tak naprawdę to śmiech przez łzy. Ta nagroda to prawdziwa niedźwiedzia przysługa dla rynku kapitałowego.
Kiedy wydawałoby się, że po 2018 roku już gorzej nie będzie (duże spadki na giełdzie, fatalne wyniki funduszy, rekordowe odpływy klientów i nawet kilka osób w aresztach), przychodzi rok 2019. Fundusze wprawdzie wstają z kolan, bo sama giełda zaliczyła dobry kwartał, ale do sukcesu jeszcze bardzo daleka droga.
Do tego w marcu pojawiła się kuriozalna nagroda, o której po prostu muszę Wam napisać.
Najlepszy fundusz na minusie
Gazeta Giełdy i Inwestorów Parkiet przyznaje co roku swoje nagrody osobom, instytucjom i funduszom z rynku kapitałowego. W tym roku w kategorii „najlepszy fundusz polskich akcji” Złoty Portfel otrzymał fundusz Investor Akcji Spółek Dywidendowych. Gdzie jest haczyk?
Fundusz ten w 2018 roku zrobił dla swoich klientów stratę w wysokości -5.5%.
Oczywiście jeśli jest się inwestorem, to doskonale się wie, że wynik na minusie w trudnym roku to nie jest nic dziwnego. Fundusz w tym roku zalicza solidne odbicie, a w skali kilku lat ma całkiem niezły wynik.
Problem jest taki, że większość ludzi (potencjalnych klientów) nie patrzy na to w ten sposób i widzi kuriozalną sytuację. Panowie w garniturach, na pięknej gali dali sobie po nagrodzie za to, że stracili kasę klientów i jeszcze pobrali za to wysokie prowizje. Z perspektywy klienta dokładnie tak to wygląda.
Żeby zdobyć Złoty Portfel (najlepszy fundusz akcji w 2018) wystarczyło 5,5 procent.
Straty… pic.twitter.com/ey2SVvZY9X— Przemek Barankiewicz (@Barankiewicz) 21 marca 2019
A w środku funduszu…
Żeby było śmiesznie, to wcale nie jest koniec historii. Inwestorzy na Twitterze szybko zauważyli, że sama nagroda przy stracie to nie koniec absurdów. Fundusz akcji spółek dywidendowych swój wynik zawdzięcza w dużej mierze… spółkom zagranicznym i mało dywidendowym (oczywiście mogą tak robić, ale rozumiem zdziwienie).
Zwycięzca Złotego Portfela fundusz Investor Akcji Spółek Dywidendowych jest dobrą ilustracją, że warto zajrzeć do sprawozdania. Segment akcji polskich – a 30% aktywów ogólem to akcje zagraniczne. W nazwie „spółek dywidendowych” a największych aktywem CD Projekt – 8%
— Trystero (@TrysteroBlog) 24 marca 2019
CD Projekt, 11 bit Studios, Take-Two Interactive czy Activision Blizzarad to świetne spółki, ale branża gier nie jest branżą skupiająca się na wypłacie dywidendy. Ok 30% spółek tego polskiego funduszu to akcje zagraniczne! Znowu wczujmy się w klienta. Kupiłem fundusz polskich akcji dywidendowych, fundusz zrobił stratę, dostał za to nagrodę i jeszcze się okazuje, że ma w środku nie do końca to, co kupiłem. Znowu zonk, jeśli wcześniej nie zapoznałem się szczegółowo z polityką funduszu.
Najpierw opłata, później strata
Jeśli fundusz przynosi klientowi stratę -5.5% lub nawet dużo większą, to nie znaczy, że sam nie zarabia. W Polsce fundusz zarabia zawsze, bo nieustannie pobiera opłaty niezależne od wyników. Zobaczcie jeszcze podsumowanie na stronie analiz. Wyceny jednostek funduszy uwzględniają już opłatę za zarządzanie, co oznacza, że stopa zwrotu za dowolny okres oznacza faktyczny wynik dla klienta. To o tyle ważne, że nie zwracamy często uwagi na opłaty przy takiej konstrukcji, bo są one już wliczone w ceny. Nie oznacza to oczywiście, że te nie mają znaczenia – ba, mają bardzo duże znaczenie dla końcowego wyniku.
Opłata za zarządzanie: 3.5%.
Opłata za nabycie jednostek: 0.5% – 5%
To zmienia całkowicie obraz sytuacji, bo w nagrodzonej stracie klient płaci już opłatę za zarządzanie i być może również jeszcze za nabycie jednostek. Wspomniane 0.5% dotyczy wpłaty na poziomie 2 mln zł, więc dla drobnego inwestora takiego jak ja czy większość moich czytelników opłata będzie na poziomie 3-5% (w tabelce są opłaty maksymalne, niektórzy dystrybutorzy ich nie pobierają – zawsze to sprawdzajcie!)
Biznes w takim modelu opłaca się niejednokrotnie bardziej funduszom niż samym klientom, jeśli spojrzy się na niektóre z produktów w długim terminie.
Już rozumiecie dlaczego bardzo często polecam nowy ETF na WIG20 albo fundusze pasywne PZU – 0.5% a 3.5% to naprawdę kosmiczna różnica, która w długim terminie kosztuje klienta majątek.
A jak chcecie poznać bliżej nagrodzony fundusz, o którym mowa, to obejrzyjcie to video. Nieco mi szkoda, że za to, że zaliczyli najmniejszy spadek wartości dla klienta, teraz są pokazywani w mediach w niespecjalnie dobrym świetle, m.in dlatego uważam, że ta nagroda w obecnej formule to…
…Niedźwiedzia przysługa!
Wszyscy bardziej doświadczeni inwestorzy rozumieją, że fundusze nie muszą przynosić co roku zysków, w szczególności, gdy są to fundusze akcyjne. Większym sporem w branży jest spór o sens samej nagrody, a właściwie komunikacji wokół niej.
Czy nie dało się w tym roku pominąć tę kategorię i wyjaśnić to widzom? A może wystarczyło coś dodać i podkreślić, że w tym jakże trudnym 2018 roku będzie to nagroda za… „najlepszego obrońcę kapitału klientów”? Brzmi jak średnio udany żart, ale broni się. Wiecie o co chodzi. Ta nagroda w tej formie to podkładanie się w sytuacji, gdy i tak jest się już na kolanach jako branża.
Nie chcę wyjść na obrońcę funduszy, bo sam od lat powtarzam, że krojenie klientów po kilka procent rocznie to rozbój w biały dzień i ETF i fundusze pasywne są dużo lepsze. Jednak moim zdaniem ta nagroda to niedźwiedzia przysługa dla branży funduszy i pośrednio dla rynku kapitałowego. Polacy nie ufają rynkowi kapitałowemu i jest naprawdę daleka droga do tego, aby to zaufanie odbudować.
Odbieranie nagrody za stratę w drogim funduszu… to potwierdza jedynie stereotyp, że na giełdzie zarabiają rekiny z instytucji, ale nie ich klienci. I jeszcze film Wam o tym nagrałem :)
Poza bańką rynku kapitałowego
Dosłownie 2 dni temu wróciłem z Krakowa, z rewelacyjnego Invest Cuffs. Spotykają się tam tysiące ludzi zainteresowanych inwestowaniem. I gadamy sobie o pieniądzach, pokazujemy wykresy, przeglądamy różne instrumenty i wszystko jest super – dopóki nie wyjdziemy na zewnątrz, zobaczyć co reszta świata myśli o naszych zainteresowaniach.
Ostatniego dnia imprezy podsłuchałem rozmowę ekipy technicznej obiektu, która śmiała się, że tyle rekinów zjechało się do Krakowa, a giełda to jedno wielkie kasyno. Dzień później byłem w Polsacie na nagraniu i kobieta, która robiła mi make-up uznała, że jestem przedstawicielem banków, którzy wysysają z nas pieniądze. Nie dała się też przekonać, że obligacje skarbowe są ok, bo na pewno to też jest po to, aby nas okraść. To jest świat poza bańką.
To tych ludzi trzeba przekonać, że trzeba oszczędzać i warto pomyśleć z czasem o inwestowaniu. I że giełda to nie jest kasyno, a rynek kapitałowy to nie basen z rekinami i złodziejami.
I teraz spróbujcie pokazać tym ludziom zdjęcie uśmiechniętych panów w garniturach, odbierających nagrodę za fundusz, który miał wynik -5,5% (+ prowizje!) i powiedzcie im, że warto inwestować.
Wydaje mi się, że we wspomnianej sytuacji nie ma dobrego rozwiązania. Jednak wśród złych i bardzo złych, wybrano naprawdę fatalne.