Intro: 12 uczestników z Singapuru i Japonii jedzie w ekstremalną podróż przez 4 dzikie kraje Europy: Polskę, Węgry, Rumunię i Ukrainę. Mają do dyspozycji 1 euro dziennie i muszą liczyć na gościnność mieszkańców. Kto przetrwa Europa Express?
6 celebrytów z Japonii i 6 z Singapuru przez 10 tygodni zmierzy się z dziką Europą. Mają do przebycia ponad 2 tys. kilometrów, pełnych niebezpieczeństw i ekstremalnych przygód. Czy kraje będące jeszcze nie tak dawno elementem sowieckiego bloku, okażą gościnność przybyszom z dalekiej Azji?
Uczestnicy programu będą jechać autostopem przez mroczną ojczyznę Draculi, przejadą nocą przez niebezpieczny Budapeszt, będą musieli omijać strefy walki na Ukrainie, a na koniec czeka ich przeprawa koleją i bocznymi drogami przez pełną wyzwań Polskę. Finał programu odbędzie się w Warszawie, stolicy, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu legła w gruzach pod naporem niemieckich czołgów.
Przez kraje, w których będzie realizowany program, przechodzi jeden z największych szlaków narkotykowych, tzw. bałkański szlak. To właśnie przez Rumunię, Ukrainę i finalnie Polskę, przejeżdża większość dostaw narkotyków do Zachodniej Europy. Czy uczestnikom nie stanie się nic złego?
Już się oburzacie? Przecież nie ma tu żadnego kłamstwa. Macie problem, że zakwalifikowano nas do biednych krajów Europy? Czy może obrażacie się, że uznano nas za dziki kraj? Warszawę przecież zburzono, byliśmy pod wpływem Sowietów, a bałkański szlak ma się doskonale. No i jesteśmy biedni, jeśli zestawi się nas z Niemcami, Wielką Brytanią czy Norwegią. Wszystko się zgadza.
Hmm, a może lepiej puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie naszą polską gościnność, gdy japoński piłkarz zapuka do drzwi i zacznie krzyczeć „no money, no money”, prosząc Was o nocleg?
Można? Można.
Tak właśnie buduje się widowiska oparte o stereotypy, które mają jasne biznesowe cele i wykorzystując bardzo proste sztuczki, okręcają sobie widza wokół palca. Laos i Kambodża to biedne kraje, ale jak już mam czepiać się szczegółów, to Tajlandia jest w rankingu PKB dwa miejsca za Polską.
Niestety obejrzałem już 3 odcinki Azja Express i obejrzę pewnie całą serię do końca (inaczej nie miałbym prawa się ten temat wypowiadać).
W sierpniu w ramach cyklu inwestowanie w Azji, poleciałem do Bangkoku na tydzień. Korzystając z okazji, że już tam będę, postanowiłem wydłużyć podróż do 3 tygodni i odwiedzić również Singapur oraz turystyczne południe Tajlandii. Później wróciłem do Polski i zobaczyłem ten nieszczęsny program – bazujący na stereotypach, postawionej tezie, budujący zasięg na plotkarskich serwisach i kontrowersjach. W Azji bardzo często zwracałem uwagę na siłę nabywczą naszej waluty i ogromne dysproporcje w poszczególnych krajach Azji.
(malutki wycinek skromnego Bangkoku – zdjęcie z dachu wieżowca, który możecie znać z Kac Vegas)
Tam nic nie jest czarne albo białe, a żeby zrozumieć Azję, trzeba połączyć ze sobą bardzo dużo faktów i zależności. Azja jest też bardzo różnorodna kulturowo i ekonomicznie. Azja Express takie nie jest. Traktowanie wszystkich Azjatów tak samo sprowadza się do tego, czego sami nienawidzimy: wrzucania nas do jednego worka z Rosjanami, Ukraińcami, Niemcami Czechami. No co? Przecież nie ma co tłumaczyć azjatyckim widzom kultury i historii. Europejczycy i już, wszyscy na plan!
Azja Express – Bogaci udają biednych
Program nazywa się AZJA Express i jasno sugeruje widzowi, że tak wygląda Azja. Podróż odbywa się przez 4 wybrane kraje i montaż skupia się raczej na pokazaniu biedy i trudnych warunków życia, chociaż nie zawsze się to operatorom udaje. Taka jest konwencja programu i jest ona z góry założona. Nie oddaje niestety tego, że kraje Azji rozwijają się w zawrotnym tempie i nasza stara i dumna Europa w tym gospodarczym wyścigu ma coraz mniejsze szanse. Nie pokazuje, że Azja to też Chiny, Japonia, Indie, Korea południowa, Indonezja czy Singapur. Program pokazuje to, co ma pokazać. Celebrytów wzbudzających emocje na egzotycznym tle.
Tak, w krajach azjatyckich często widać biedę. Można na tej podstawie zrobić program, ale jestem święcie przekonany, że taki sam program potrafiliby zrobić Azjaci w Polsce, nie mówiąc już o Ukrainie, która w ostatnich latach stała się polem bitwy. Ba, w Polsce wystarczy pokazać wieś. W Bangkoku są miejsca, gdzie bezdomni leżą z dziećmi na ulicy i przykrywają je gazetami gdy pada deszcz. Widziałem te miejsca. W Warszawie też znajdę kilka ulic, które mogą oddać polską biedę w kadrze. Telewizja pokaże taki obraz, jaki zechce pokazać. Kropka.
Myślicie, że na zdjęciu są bezdomni? Nie, to robotnicy remontujący świątynię w Bangkoku robią sobie przerwę. Tego dnia był ogromny upał, a robotnicy pracują od wczesnych godzin porannych. Gdybym podpisał, że to są bezdomni, uwierzylibyście?
Przemysł oparty na celebrytach
Żeby zrozumieć sukces programów opierających się na barkach celebrytów, trzeba zrozumieć proces tworzenia celebryty. Media same chętnie pompują te „twory” głównie po to, aby później wykorzystywać je do podkręcania oglądalności. O celebrytach piszą wszystkie plotkarskie serwisy i tabloidy. Dzięki temu zatrudnienie celebryty do programu daje zasięg, a to przekłada się finalnie na finansowy sukces.
Zauważyłem pewną prawidłowość. Kiedyś był program Agent, który bardzo lubiłem oglądać ze względu na postawienie ludzi w naprawdę trudnych sytuacjach. Niektóre zadania były bardzo trudne – ktoś musiał wrócić z tatuażem, ktoś z kolczykiem w nosie, a ktoś jeszcze musiał zabić królika i zrobić z niego obiad. W tym roku obejrzałem Agent GWIAZDY, który nie dość, że miał dużo łatwiejsze zadania, to jeszcze skupiał się głównie na tym jak jeden celebryta knuje coś żeby podpuścić drugiego. No… ale to gwiazdy. Gwiazdy tańczą, gotują, gwiazdy wszystko robią lepiej w telewizji.
Wydaje mi się, że nagrody głównej w tych programach mogłoby w ogóle nie być. W większości przypadków nie jest ona dużą sumą dla celebryty, który za pojedynczą kampanię reklamową może zarobić nawet kilka razy więcej. Jednak trzeba udawać, że zawodnikom zależy na nagrodzie. Przecież nie powiemy widzom, że każdy odcinek to pompowanie zasięgu uczestnika i szansa na zwiększenie cen w jego cenniku.
A gdyby tak bez celebrytów?
Założenie programu Azja Express jest naprawdę ciekawe. Można zwiedzić kilka krajów, przeżyć super przygodę, poznać zwyczaje mieszkańców niedostępne normalnie dla turystów… Wielu zwykłych ludzi (w sensie: NIE-celebrytów) przeżyłoby fantastyczną przygodę i być może pokazałoby dużo więcej Azji. Celebryta wie, że musi pokazywać siebie i sztucznie pompować emocje, żeby zaskarbić sobie widza.
Program TVN frustruje z powodu niewykorzystanego potencjału. Widzowie mogli poszerzyć horyzonty, a dostali wybrane biedne kraje jako tło do show celebrytów. I tak w 3 odcinki dowiedziałem się, że Małgorzata Rozenek nie zna angielskiej gramatyki, Radosław Majdan to najbardziej cierpliwy człowiek na świecie, Wietnamczycy jedzą jakieś paskudne rzeczy i jest tam bardzo gorąco.
(a tak wygląda mniej skromny zakątek Azji – Singapur)
Żeby było jasne – nie mam nic do samych uczestników. Być może nagrano wiele naprawdę super ujęć i ciekawych sytuacji. Frustruje to, co znalazło się zmontowane faktycznie w odcinkach. W swojej działalności często zwracam uwagę żeby traktować to, co widzi się w mediach, z dużym dystansem. To inna rzecz niż „szum informacyjny„, ale nie mogłem nie napisać tego tekstu.
Nie spodziewałem się wiele po tym programie, ale dostałem widowisko, które potęguje stereotypy, zamiast poszerzać horyzonty. Mogło być fajnie, wyszło jak zwykle. Jak ktoś chce zobaczyć Azję, to jednak Discovery i National Geographic – w TVN jest wycieczka celebrytów z pięknymi krajami w tle.
Dla mnie tego typu programy nie powinny być emitowane. Papka dla mas. Smutne jest tylko to, że na ich podstawie tworzą się jedynie nieprawdziwe stereotypy.